Tablica ogłoszeń

1. Szablon zrobiła Tsuki, za co jej bardzo dziękuję ;3
2. Bardzo ładnie proszę nie nominować mnie do zabaw pokroju Liebster Award. Bardzo mnie one cieszą, ale jestem zbyt leniwa, żeby to wszystko wypełniać.
3. Wszelkie reklamy proszę dodawać do zakładki SPAM.
4. Notki będą się pojawiały co niedzielę.

niedziela, 22 września 2013

Rozdział 7. - Zaskoczenie

Ostatnio znowu mam ochotę obejrzeć FMA xD To już mania xD
Ale cóż, takich nałogów się nie leczy xd
Miłego czytania~

~*~

„Nic nie jest stałe.
Takie jest właśnie znaczenie życia.”
Jun Maeda (Clannad: After Story)

            Jean wpatrywał się w Mustanga wyszczerzonymi oczami. Ma się opiekować laską, która go niedawno rzuciła?! To jest nie fair!
- Pułkowniku, można na chwilę? – uśmiechnął się wymuszenie, a brew mu zadrgała.
- O co chodzi? Mówcie – odparł z wyszczerzoną mordą, zadowolony z życia.
- Ale na osobności – wskazał ruchem głowy drzwi. Na szczęście brunet podniósł swoje majestatyczne cztery litery i wyszedł razem z porucznikiem.
- No więc? – zapytał, kiedy znaleźli się poza jego gabinetem.
- Nie da się dać jej kogoś innego na przydupasa? – spytał.
- Niby dlaczego?
- No bo… bo nie chcę, no! – wyjaśnił. Chociaż wyjaśnieniem tego nazwać nie można. – Rzuciła mnie dwa dni temu – burknął, odpowiadając na niezadane pytanie.
- Och, biedny jesteś… - Havoc spojrzał na przełożonego z nadzieją. – Powodzenia z panną Michelle – pułkownik poklepał go po ramieniu i wszedł z powrotem do pomieszczenia, zostawiając oniemiałego blondyna samego.
- LOSIE, ODWAL SIĘ W KOŃCU ODE MNIE! – krzyknął głośno; tak, żeby się wyżyć, a potem poszedł w ślady Mustanga i zobaczywszy kobietę, uśmiechnął się koślawo, a ta odwróciła dumnie głowę, prychając pod nosem.
- No, poruczniku, także teraz masz chodzić za panną Michelle, gdziekolwiek nie pójdzie. Jeśli będzie trzeba, nie śpij.
- Oczywiście, tyranie – ostatnie słowo wypowiedział cicho, do siebie, a następnie się poprawił: - …pułkowniku.
- W takim razie chodźmy – powiedziała Michelle. – Do widzenia.
- Do widzenia! – Mustang pomachał jej z wesołym uśmiechem, a Jean ruszył za nią z męczeńską miną.
- Można wiedzieć, gdzie idziesz, Elle? – zapytał ją po chwili marszu w ciszy.
- Na ćwiczenia. Przykro mi, że będziesz musiał się nudzić – odparła spokojnie. – I nazywam się Michelle – upomniała go. Teraz wydawała mu się o wiele chłodniejsza niż kiedy spotkał ją pierwszy raz. Do dupy.

* * *

            May weszła do ogromnej sali, już pięknie ustrojonej i niemalże gotowej do uroczystości, która miała nadejść już za parę dni. Kilka osób krzątało się jeszcze po pomieszczeniu, by wszystko sprawdzić, poprawić, dopiąć na ostatni guzik. Sala wyglądała jak z bajek, które kiedyś pokazał jej Al. Brakowało tylko przystojnego księcia i księżniczki we wspaniałej sukni ślubnej. Aż się nie mogła doczekać tego widoku. Fakt, że Ling denerwował ją aż nazbyt często nie przeszkadzał jej w cieszeniu się z jego i Ranfun ślubu. Tym bardziej, że kiedy topór wojenny między klanami został zakopany, zaprzyjaźniły się trochę. Żadna z nich nie sądziła, że ta druga jest taka fajna!
- Łoł – usłyszała za sobą zdumiony głos Ala i uśmiechnęła się szeroko.
- Ładnie, prawda? – odwróciła się do niego.
- Jest o wiele lepiej niż to sobie wyobrażałem! – odparł z uznaniem.
- No raczej! W końcu pracowaliśmy nad tym dużo czasu! – powiedziała, dumna z siebie. – Jeśli Ling cokolwiek zepsuje, to obiecuję, że ja zepsuję jego – dodała następnie, otaczając się mroczną aurą zła. Al widział prawdzie zło, ale w porównaniu do tego… Chyba jednak May bał się bardziej…
- Ładnie to tak grozić cesarzowi? – usłyszeli wesoły męski głos. Podszedł do nich Ling.
- Nie grożę. Ostrzegam – odparła wyniośle brunetka.
- Jak to było ostrzeżenie, to wolę nie wiedzieć, jak wygląda groźba w twoim wykonaniu – odparł rozbawiony.
- Ja tak samo – poparł go blondyn. – W ogóle, co tam u ciebie? Dawno się nie widzieliśmy.
- Aktualnie to sprawdzam stan używalności tej sali na mój ślub – powiedział. – Plus znowu uciekam przed Xiaopingiem. Nie daje mi spokoju nawet przed ślubem! – skarżył się.
- Czyżbyś miał coś przeciwko edukacji? – Al uniósł brwi. No tak, Ling zapomniał, że przecież rozmawia z typowym naukowcem, dla którego szkoła to coś przewspaniałego i idealnego. Wiedział, że często rozmawiał z Xiaopingiem o nauce, więc sojusznika w nim raczej nie znajdzie…
- Nic, nic – westchnął ciężko. – Prawdopodobnie za jakiś czas zaczniemy realizować plany odnośnie budowy szkół – poinformował. – Może wtedy się ode mnie odwali.
- Tak, chciałbyś – zaśmiał się Al.
- Swoją drogą, kiedy przyjeżdża Ed? – zmienił temat.
- Powinien być dzisiaj wieczorem.
- Razem z Winry – dodała May. – Już się nie mogę doczekać jego reakcji na status społeczny Ala – dziewczyna uśmiechnęła się przebiegle. – Zacznie panikować? O, a może zemdleje? – ekscytowała się, nie zważając na nieco przerażone spojrzenia chłopaków. Równocześnie pomyśleli, że szkoda im Eda.

* * *

            Ed kichnął głośno, po czym potarł palcem pod nosem. Chory jest czy go gdzieś obgadują?
- Przeziębionko? – zapytała Winry.
- Mam nadzieję, że nie… - odparł.
            Siedzieli w pociągu już dobre parę godzin i tylko marzyli o tym, żeby w końcu z niego wysiąść. A tymczasem zostały jeszcze dwie godziny jazdy. Dla nich obu była to droga przez katusze, bo nie mogli się doczekać, by zobaczyć Ala i resztę. Naprawdę się za nimi stęsknili. No ale przynajmniej byli razem i się nie nudzili.
            Planowali zostać w Xing jakiś tydzień, może trochę dłużej, dlatego ich bagaże do najmniejszych nie należały. W szczególności te od Winry. Ed nauczył się brać jak najmniej rzeczy – takie przyzwyczajenie podróżnika, ale ona kazała mu wziąć co najmniej dwa razy więcej, bo, jak to określiła, nie wziął wszystkiego, co jest najpotrzebniejsze. W końcu i tak nie dał za wygraną i to Winry pierwsza skapitulowała po wysłuchaniu jego wszystkich argumentów. Ale mimo wszystko nie przegrała zupełnie – nieznacznie powiększyła swoje bagaże… No przecież nie podda się tak łatwo.
- Ej, a myślisz, że nasz prezent im się spodoba? – zapytała Winry, nieco zmartwiona.
- Tak – westchnął Ed. Pytała już o to milion razy. A to przez to, że sama go zrobiła. Prezent, który chcieli dać Lingowi i Ranfun to dwa srebrne łańcuszki z własnoręcznie wykonanymi przez Winry zawieszkami: jeden to kłódka, a drugi – klucz do niej. Kiedy już para zdecyduje, kto które weźmie, Ed wygraweruje na nich zdania, świadczące o właścicielowi. – Wyluzuj, wykonałaś kawał dobrej roboty – uśmiechnął się do niej, co odwzajemniła po chwili wahania. – Zresztą, dam sobie rękę uciąć, że Ranfun będzie zachwycona.
- Nie, ręki sobie nie dawaj uciąć – odparła, nieco naburmuszona. – Nie zamierzam ci już nigdy robić ręki, rozumiemy się?
- Spokojnie – odpowiedział z lekkim uśmiechem. – Nic już się nie stanie. Słuchaj no, pułkowniku – warknął zaraz potem. – Przesiądziesz się jeszcze o jedno miejsce, a nie ręczę za siebie – pokazał mu drżącą pięść.
- Ale o co te nerwy – brunet uśmiechnął się, jak to miał w zwyczaju. Siedział dokładnie za Edem, przysłuchując się jego rozmowie z Winry. Oczywiście, towarzyszyła mu Riza, co chwilę go upominając. Warto dodać, że na początku siedzieli na samym końcu wagonu. – Chciałem tylko porozmawiać.
- Tak? O czym? – zapytał, unosząc brwi.
- O tym, jaki wpływ na pingwiny ma uprawa ziemniaków na Antarktydzie – odparł, cały zadowolony.
- Wyjdź – powiedział krótko blondyn, a kobiety poparły go zdecydowanymi skinieniami głów.
- Tak się zwracasz do kogoś wyższego stopniem? – zapytał dumnie.
- Nie jestem już w wojsku. Mogę się do ciebie zwracać, jak mi się podoba – przypomniał mu.
- No ale jesteś moim dłużnikiem – uśmiechnął się pewnie.
- Jak oddam, to ci zapłacę za ten garnitur i będzie po sprawie – wzruszył ramionami.
- Proszę nie denerwować ludzi, pułkowniku – odezwała się Riza.
- Pani porucznik jak zwykle ma rację – uśmiechnął się Ed.

            Dzięki pułkownikowi i jego adiutantce podróż minęła im jeszcze szybciej i nim się obejrzeli, dotarli do Xing, gdzie na stacji już czekali na nich Al i May. Stali, uśmiechając się wesoło i czekali, aż w końcu wyjdą z pociągu. Oni też tego nie przedłużali – naprawdę nie mogli się doczekać tego spotkania.
            Najpierw wyszła Winry, a za nią Ed z wszystkimi walizkami w rękach, które od razu postawił na ziemi i podbiegł do brata.
- No nareszcie! – powiedział Al. – Co tak długo?
- No wybacz, że to nie jest blisko – sarknął Ed, po czym obaj parsknęli śmiechem. – Dobrze cię widzieć – wyszczerzył się.
- I vice versa – odpowiedział tym samym.
- A ze mną to się nie przywitasz? – podeszła do nich Winry z lekkim uśmiechem.
- Ależ oczywiście, że tak! – odparł i mocno przytulił przyjaciółkę. – Cieszę się, że już przyjechaliście – wyznał.
- My też! – zapewniła blondynka. – Stęskniłam się.
- Dwa lata, co? – westchnął. – Strasznie długo, nie?
- No raczej! Tym bardziej, że nigdy wam się nie chce do domu wrócić – burknęła. – Ale dopóki wiem, że jesteście bezpieczni da się wytrzymać – uśmiechnęła się.
- No, ale z nimi nigdy nic nie wiadomo – odezwała się May. – Co nie?
- Też prawda – zgodziła się Winry. – Ciebie też dobrze widzieć – przytuliły się.
            Wtem usłyszeli donośne chrząknięcie kogoś, kto widocznie chciał zwrócić na siebie uwagę. Był to oczywiście pułkownik – jakżeby inaczej? To z nim powinni się najpierw witać!
- Pani Riza! – ucieszył się Alphonse, wprawiając Roya w osłupienie. – Pani też na ślub?
- Tak – uśmiechnęła się. – Muszę pilnować pułkownika nawet na takich uroczystościach.
- Współczujemy – odezwała się May. – To pewnie ciężka praca?
- Niestety tak – zgodziła się, a Mustang się obraził.
- Mnie też miło was widzieć – sarknął, uśmiechając się wymuszenie, na co wszyscy parsknęli śmiechem. Chyba nie był przyzwyczajony do ignorowania. Smuteczek. No ale przecież zawsze musi być ten pierwszy raz!
- No to gdzie teraz idziemy? – zapytał Ed.
- Do domu, w którym będziecie teraz mieszkać – odparł wesoło Al. – Jest niedaleko naszego, więc będziemy mieli mnóstwo czasu do rozmów – ekscytował się. – Plus mamy do dyspozycji całą bibliotekę cesarska, rozumiesz to?!
- Co ty, serio?! – niedowierzał Ed. – Przyznaj się, siedziałeś tam codziennie – walnął go lekko łokciem, uśmiechając się nieco łobuzersko.
- No~ Czasami trochę… - odparł, po czym oboje się roześmiali. Szli na przodzie, ciągle gadając na tematy, które ze wszystkich obecnych byli w stanie zrozumieć tylko oni i Roy. No, May też, choć i tak nie wszystko zapewne. – Ty wiesz, ile oni tam mają książek?! Chyba więcej niż w państwowej u nas!
- Żartujesz! – starszy z braci wytrzeszczył oczy. – Prowadź do raju, mój bracie!
- Już idziemy! – zapewnił.
- Może najpierw bagaże, co? – zaproponowała May. – No chyba, że chce wam się z nimi wszystkimi iść do tej biblioteki.
- No tak – zaśmiał się Al.
- Czyli wpierw bagaże, a potem cel: biblioteka cesarska! – poprawił się Ed, ciesząc się jak dziecko. – Nie dziwię się, że tu siedzisz bez przerwy przez te dwa lata – stwierdził zaraz potem.
- Taak… - No, nie do końca. Mimo wszystko jednym z ważniejszych powodów, dla których został w Xing była May. Ale Ed przecież o tym nie wiedział. A jak się dowie, prawdopodobnie dostanie zawału albo czegoś podobnego.
            Dojście do domu, który Ed i Winry mieli dzielić z Royem i Rizą, nie zajęło im wiele czasu. Wręcz przeciwnie – dla braci droga była zadziwiająco krótka. Reszta patrzyła na nich pobłażliwie, przez te ich dziecinnie szczęśliwe wyrazy twarzy. Ale nie dziwili im się – nie widzieli się całe dwa lata, musieli się odpowiednio wygadać i opowiedzieć wszystko, co mieli do powiedzenia.
- Winry! Mam do ciebie megawielką prośbę! – Al w końcu zwrócił się do przyjaciółki.
- Hm? – spojrzała na niego pytająco.
- Zrób szarlotkę! – poprosił bardzo poważnie, a ona się roześmiała. Mogła się tego spodziewać. I May nie szczędziła śmiechu na swoim chłopaku.
- Okej – zgodziła się, kiedy minęła jej pierwsza faza rozbawienia. – May, pomożesz mi? – zapytała.
- No jasne! – odparła od razu.
- To ja może też pomogę? – zaproponowała Riza, na co dziewczyny chętnie przystanęły.
- A ja pójdę z wami! – Roy zwrócił się do braci z szerokim uśmiechem, a Ed od razu warknął pod nosem coś, co brzmiało jak: „wal się”. Z kolei Al zgodził się od razu.
- No to my już idziemy – powiedział Ed.
- Będziemy… za parę godzin – zaśmiał się młodszy Erlic. To było jasne, że nie wiedzą, kiedy wrócą. – Pa – z przyzwyczajenia pożegnał się z May krótkim pocałunkiem, zupełnie zapominając, że przecież oni nic nie wiedzą…
            Zapanowała głucha cisza, w czasie której wszyscy poza Alem i May starali się ogarnąć zaistniałą sytuację. W najcięższym szoku był Ed. Al… Z tą mikruską… Oni… Oni… Chyba żartują…
           Pierwszym, który przerwał żenującą ciszę był Roy – chyba najbardziej obeznana w tych sprawach osoba tutaj.
- Widzę, że Alphonse jest bardzo chętny na posadę księcia Xing – powiedział, a Riza momentalnie nadepnęła mu na stopę. Bardzo, bardzo mocno.
- Zaczynam wątpić w twój gust, bracie… - odezwał się płaczliwym tonem Ed. W końcu ogarnął, o co chodzi.
- Co to miało znaczyć?! – warknęła May.
- To, że cię nie lubię! – odparł Ed. – Nie chcę cię na bratową!
- A ja nie chcę, żebyś był moim szwagrem! – zapewniła go. – Wybacz, nie jesteś najbardziej poszkodowany.
- Wal się – burknął, a reszta uśmiechała się nerwowo. Można się było tego spodziewać…

~*~

I jak się podobało? ;3
Edowi raczej się jego kandydatka na bratową nie podoba... Musi wytrzymać ;)
Liczę na komentarze - od Anonimów także, jeśli czytacie ^^

6 komentarzy:

  1. Rozdział bardzo fajny! ^.^
    Hmm… Kocham tą przyjaźń Ed'a i Roy'a xDD
    I stwierdzam, że Al i Ed to kujony… WIELKIE…

    Niby szkoda, że May jest, a raczej będzie bratową Edwarda, lecz mi bardziej szkoda May, bo bd miała w rodzinie tego karł… To znaczy Ed'a xDD

    Pozdrawiam i przepraszam za krótki komentarz, ale przyjechała do mnie rodzina :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaaak... Ed i Roy tak bardzo się lubią xD A to, że bracia Elirc są kujonami wiadomo nie od dziś... To mania! (Taka sama jak moja w stosunku do FMA XD)

      Uważaj, bo Ed pacza!
      http://randomc.net/image/Fullmetal%20Alchemist/Fullmetal%20Alchemist%20-%2002%20-%20Large%2039.jpg
      xDDDD

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. Ten obrazek mnie przeraża… ;-;

      Usuń
  2. Znowu bym chciała więcej! T^T
    zostawiam sobie po dwie notki, a i tak mi mało :D
    Co do poprzedniego rozdziału...
    Biedny Havoc ;__; niech on do mnie przyjdzie to go pociesze :D
    i Ling <3 też próbuje jak może żeby uciec przed edukacją, ale się nie da :(
    No, a teraz ten rozdział :P
    Roy i Ed :3 to się nazywa przyjaźń xDDD
    I się Al zapomniał xDDD A ja to nie rozumiem Eda xD świetna taka bratowa! :D
    Ale powinien zająć się sobą i Winry, a nie będzie decydował z kim Al ma być xD

    pozdrawiam i czekam na next :D ;*
    a i przy okazji u mnie tez nowy rodział :P jeśli jeszcze czytasz mojego bloga to zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy ucieka przed edukacją (dobra, poza Edem i Alem xD) jak może, ale to jest podstępne stworzenie -.- Nie da się tego pokonać! =3= xd
      Al się zapomniał - no ale przynajmniej ma z głowy wyjaśnianie całej sytuacji Edowi xd

      Pozdrawiam ^^

      Usuń