Oto nowy rozdział~ ;3
Na razie nic się nie dzieje, ale obiecuję, że za niedługo trochę się akcja rozkręci xd Chociaż nie spodziewajcie się fabuły jak z oryginalnego FMA XD Do Hiromu Arakawy niestety nawet nie ma mnie co porównywać xd
A tak swoją drogą wiecie już, że Waneko wydaje inną mangę Arakawy - Silver Soon? Kto kupi? Bardzo polecam ^^ (Oczywiście, kupuję xD)
Zapraszam do czytania~ ^^
~*~
„Nie żałuj czasu na przyjaźń,
to droga do szczęścia.”
(fragment tekstu staroangielskiego)
Para wchodziła do głównej kwatery
wojska w Amestris z szerokim uśmiechem. Naprawdę dawno go tu nie było… Ostatni
raz jak walczyli z Homunculusem. I musiał przyznać, że wiele od tamtego czasu
się nie zmieniło. No, poza tym, że dziadek Grumman siedział na stołku Bradleya.
Weszli do jednego z wielu
pomieszczeń, nawet nie pukając. To jest – Winry chciała, ale Ed uznał, że nie
będzie zgrywał miłego gościa do Mustanga. Niech sobie nie robi nadziei. Jednak
nie tylko on się tam znajdował, rzecz jasna. Na swoich stanowiskach byli
również Havoc, Breda, Feurey, Falman i oczywiście porucznik Hawkeye. Widząc
ich, a przede wszystkim Eda, trochę się zdziwili.
-
Strzała, Stalowy – pierwszy odezwał się Mustang. Jak zawsze z tym swoim
wkurzającym uśmiechem. – A ta piękna pani to panna Rockbell, jak mniemam?
-
Tak – blondynka skinęła głową. – Miło pana znów widzieć.
- I
wzajemnie!
-
Łoo, urosłeś, Stalowy! – podszedł do nich Havoc. I on się nie zmienił wcale.
-
Oczywiście, że tak! – wycedził przez zęby, a pięść drżała mu ze złości, na co
mężczyzna roześmiał się wesoło. Podobnie jak reszta obecnych w pokoju. – Ale
mniejsza, mam do ciebie sprawę, pułkowniku – podszedł do biurka Roya, a ten
spojrzał na niego pytająco. – Pożycz mi garnitur – powiedział jak najbardziej
poważnie. Wpierw Mustang zastanawiał się, czy mówi serio, a kiedy już
zrozumiał, że tak, zaśmiał się złośliwie. – Co się śmiejesz?!
-
Ależ nic, nic – dalej chichotał pod nosem. – Rozumiem, że to sytuacja
podbramkowa? Skoro ty chcesz
pożyczyć ode mnie garnitur.
-
Ślub Linga – warknął. – Się mu zachciało, cholera, żenić.
-
Ciebie też zaprosił?
-
Nieee! Tylko nie to! – zawył blondyn. – Jeśli ty też idziesz, to ja zostaję w
domu!
- A
coś ty taki niechętny, co? – zmrużył oczy. I dalej kontynuowali swoją jakże
inteligentną kłótnię, przez którą wszystkim uszy odpadały.
Z kolei Riza zachowała się
spokojnie, jak to ona. Podeszła do Winry, która patrzyła na swojego przyjaciela
z lekkim politowaniem – czy on zawsze musi się tak zachowywać? Przyszedł prosić
kogoś o przysługę i zamiast grzecznie porozmawiać, wykłóca się z nim. Idiota.
-
Napijesz się czegoś? – zapytała kobieta. – Mogę ci zaoferować jedynie herbatę.
Bo kawy nie polecam – dodała.
-
Nie, nie trzeba – odparła od razu Winry. – My z Edem zaraz idziemy coś zjeść,
prawda? – spojrzała na blondyna, tym samym odrywając go od rozmowy z
pułkownikiem.
- A…
No tak – skinął głową. – Ale jak już tu jesteśmy, to chciałem wpaść do
biblioteki – oznajmił.
-
Znowu? – jęknęła.
-
Jakie: znowu? – obruszył się. – Odkąd przyjechałem do domu w żadnej nie byłem!
-
Wróciłeś tydzień temu, przypominam!
- To
bardzo długo!
-
Ciebie chyba gnie, skoro tak myślisz!
-
Nie, wyobraź sobie, że jestem prosty! – odgryzł się złośliwie.
- W
którym miejscu? – zlustrowała go wzrokiem. – Oświeć mnie, bo nie widzę.
- W
każdym!
-
Jak taki maniak może być prosty?
- I
kto to mówi? – sarknął. – Pracoholiczka.
-
Spadaj – burknęła.
Zupełnie zapomnieli, że dalej
znajdują się w gabinecie Mustanga i że wszyscy obserwują ich kłótnię. W końcu
było, co. Nie ma to jak para przekrzykująca się jak stare małżeństwo.
-
Mniejsza już o to – odwrócił głowę do roześmianego bruneta i momentalnie
poczuł, że chce go zabić. Ale tak od razu i najlepiej bardzo boleśnie. – Z
czego rżysz?!
-
Nic, nic – wydukał między spazmami śmiechu. Przestał dopiero, gdy Riza go
uspokoiła tym swoim rzeczowym tonem. – To czego chciałeś?
-
Garnitur – odparł od razu. Jego plany torturowania Roya spaliły na panewce. W
każdym razie, teraz. Bo po ślubie nie będzie już przeszkód. Więcej nie ma
zamiaru pożyczać od niego czegokolwiek.
-
Hmm… A co za to dostanę? – spojrzał na niego wymownie. – Przypominam o
równowartej wymianie.
-
Wiem przecież – burknął. – Czego chcesz?
-
Pomyślę i ci powiem – nagle uśmiechnął się wesoło. Innymi słowy: Ed miał się
czego bać. Jak mu każe pracować, to ubije go cichaczem w jakimś archiwum i
zakopie pod książkami. O tak… Będzie zdychał w męczarniach - to lubi. – Ale
czemu sobie po prostu nie kupisz?
-
Żartujesz? – uniósł brew. – Myślisz, że z nią się da? – wskazał kciukiem
blondynkę za sobą, a ona obdarowała go wkurzonym spojrzeniem. On chyba
przesadza…
-
Jak możesz tak traktować taką piękną kobietę?! – obruszył się Roy. – O kobiety
trzeba dbać.
- Tak,
tak – westchnął. – Dzięki za garnitur, przyjdę po niego wieczorem, okej?
-
Wieczorem… Nie! – zabronił. – Umówiłem się z Vanessą. Nie możesz przyjść.
- To
kiedy mogę? – warknął.
-
Przykro mi, z mężczyznami się nie umawiam – udał, że mu smutno.
-
Kiedy. Mogę. Przyjść. Po. Ten. Zasrany. Garnitur?! – wycedził przez zęby, znowu
rozbawiając bruneta.
-
Pułkowniku – westchnęła porucznik Hawkeye.
-
Dobrze, już – uspokoił się. – Jutro może być? Wieczorem.
-
Spoko, przyjdę tu – zapowiedział.
-
Nie, ja przyjdę do ciebie – odparł Roy. – W którym hotelu będziesz?
-
Ten niedaleko biblioteki państwowej – powiedział.
-
Okej – skinął głową.
- No
to w końcu mogę iść! – odetchnął z ulgą. – Na razie, pułkowniku!
- Do
widzenia – Winry ukłoniła się lekko.
Razem wyszli z kwatery wojskowej, po
czym skierowali się do wspomnianego wyżej hotelu. Ed wziął dwa klucze do pokoi,
które wcześniej zarezerwował przez telefon i razem z Winry udał się na piętro,
po czym wręczył jej jeden z kluczy. Swoje sypialnie mieli tuż obok siebie, więc
nie mieli z niczym problemu.
Po wniesieniu walizki do pokoju, Ed
od razu poszedł do Winry. Szybko zapukał, po czym wszedł, nie czekając na
pozwolenie.
-
Ej, jesteś głodna? – zapytał od razu, nawet nie patrząc na blondynkę. Dopiero,
kiedy podniósł wzrok, zobaczył, że kobieta postanowiła się przebrać. Na
szczęście niczego nie zobaczył, bo nie zdążyła podnieść koszulki wystarczająco
wysoko.
Zapanowała chwilowa cisza, po której
Elric został mocno zdzielony wiernym przyjacielem Winry – kluczem francuskim.
Zabolało, jak cholera – dawno tym kluczem nie dostał i miał nadzieję, że już
nie dostanie.
-
Weź pukaj, zboczeńcu! – warknęła, zakrywając swoje wdzięki.
-
Pukałem! – bronił się. – I nie jestem zboczeńcem!
-
Nie włazi się do pokoju kobiety bez pukania!
-
Pukałem! – powtórzył. – Nie moja wina, że nie słyszałaś!
-
Zwalaj na mnie! – odparła.
-
Skończ truć, babo – burknął. – To chcesz coś jeść czy nie?
-
Nie, nie jestem głodna – westchnęła. – Zakładam, że pytasz, bo chcesz iść do
biblioteki?
-
Tak – skinął głową. – A ty co będziesz robiła? Idziesz ze mną?
- Do
biblioteki? – spojrzała na niego jak na ostatniego debila. – Zwariowałeś?
-
Mogłem się domyślić – westchnął. – To co chcesz robić? Poświęcę się i połowę
mojego czasu zarezerwuję dla ciebie.
-
Nie, dzięki. Miałam zamiar odwiedzić panią Glacier – uśmiechnęła się
nieznacznie. – I pana Hughesa…
-
Chyba też się przejdę… - zastanowił się chwilę. Z jednej strony biblioteka, z
drugiej – grób pana Hughesa… - Może tak: idź do pani Glacier, a tak o… -
zerknął ukradkiem na zegar, wiszący na ścianie. – O siedemnastej pójdziemy
razem na grób generała Hughesa, okej?
-
Dobra – skinęła głową. – Ty oczywiście odwiedzasz swoją kochaną bibliotekę? –
uniosła brwi, uśmiechając się.
- No
ba – zgodził się. – Jest rodzaju żeńskiego, a taka cicha… - zażartował, kręcąc
głową niby to z niedowierzaniem.
-
Spadaj! – burknęła, rzucając w niego swoją bluzką, którą oczywiście łatwo
złapał, po czym odrzucił.
- To
ja idę – powiedział. – Na razie – machnął ręką na pożegnanie i wyszedł z jej
pokoju, w końcu zostawiając Winry samą. Ta walnęła się na łóżko i przez chwilę
wpatrywała się w sufit. Tak naprawdę nie miała pojęcia, czy pani Glacier dalej
ją pamięta. Przecież minęło tyle czasu. Elicia pewnie bardzo wyrosła – ciekawe,
czy o niej nie zapomniała.
-
Spróbować zawsze można – powiedziała do siebie i podniosła się do siadu. Wzięła
kluczyk, leżący na szafce obok łóżka, po czym wyszła z pokoju, zamykając za
sobą drzwi.
Dobrze zapamiętała ulicę, na której
mieszkała rodzina Hughesów – była tam przecież nieraz. A i dotarcie na
Mayflower nie zajęło jej wiele czasu, więc kiedy stanęła przed drzwiami
niewielkiego domu, zastanowiła się, czy nie lepiej będzie wrócić, jednak jej
rozmyślania przerwał kobiecy głos. Pani Glacier.
-
Dzień dobry – przywitała się Winry. – Nie wiem, czy mnie pani pamięta, ale… -
trochę się zająknęła.
-
Winry? – uśmiechnęła się. Wyglądała niemalże tak samo jak cztery lata temu:
krótkie, jasnobrązowe włosy i miły uśmiech. – Dawno cię tu nie było.
Przyjechałaś z Edwardem?
-
Tak – skinęła głową. – Ale on aktualnie przebywa z największą miłością jego
życia – zaśmiała się.
-
Co? – zdziwiła się. – Przecież go tu nie ma.
-
E-ech?! – aż się zarumieniła. – Jest w bibliotece! – sprostowała, śmiejąc się,
lekko zażenowana reakcją pani Glacier.
-
Ach… No tak, to Edward – stwierdziła po chwili żartobliwie. – Wejdźmy do środka
– zaproponowała i razem weszły do domu. Niemal od razu doskoczyła do nich
ośmioletnia dziewczynka z dwoma kucykami. A kiedy tylko zobaczyła znajomą twarz
blondynki, jej uśmiech powiększył się jeszcze bardziej.
-
Winry! – ucieszyła się. – Czemu nas nie odwiedzałaś?
-
Przepraszam… Nie miałam, jak – trochę skłamała, ale powiedzieć coś musiała.
Była naprawdę zdziwiona takim przyjęciem jej do domu. Ale bardzo się z tego
ucieszyła.
-
Ale dobrze, że jesteś! – dziewczynka przytuliła się do niej. Była o wiele
wyższa niż kiedy Winry widziała ją ostatni raz. Teraz miała już osiem lat.
-
Chodź, napijemy się herbaty i porozmawiamy na spokojnie – powiedziała kobieta i
zaprowadziła blondynkę do salonu, gdzie razem z Elicią usiadła na sofie.
Zaczęły rozmawiać o różnych, mało istotnych rzeczach (w końcu, o czym mogła
rozmawiać z ośmiolatką?), Elicia opowiedziała jej trochę o szkole, do której
chodzi, a później przyszła już pani Glacier. – No to opowiadaj, co tam u ciebie
słychać? – zagadnęła ją.
-
Wszystko w porządku – uśmiechnęła się. – Przez ostatnie dwa lata Eda nie było w
domu znowu, ale wrócił i mówi, że na stałe. Ale czy jemu można wierzyć? –
zaśmiała się. – Dla niego „na stałe” może być równoznaczne z moim „przez
chwilę”. Z takim jak on to nigdy nie wiadomo – burknęła.
-
Tak myślałam – zgodziła się kobieta.
-
Ale w sumie, bez tych jego podróży to nie byłby on – dodała. Pomyślała sobie,
że przecież chyba właśnie to tak bardzo w nim lubiła – tę jego ciekawość
świata, wieczną chęć nauki.
- A
jego noga?
-
Wszystko z nią w porządku. O dziwo, „nie rozwaliła mu się” – zachichotała.
-
Winry~ A Edziu też przyjdzie? – zapytała wesoło Elicia.
-
Nie wiem – wyznała blondynka. – Ale potem razem idziemy odwiedzić pana Hughesa
– wyjawiła im ich plany. – Jak chcesz możesz pójść z nami; może później
pójdziemy na jakieś lody, co? – zaproponowała z uśmiechem, a zaraz potem
zwróciła się do pani Glacier. – Oczywiście, jeśli nie ma pani nic przeciwko!
-
Nie, wręcz przeciwnie – kobieta się uśmiechnęła. – Bardzo się cieszę, że dalej
pamiętacie o moim mężu.
- To
chyba normalne… - Winry ukradkiem zerknęła na rodzinne zdjęcie Hughesów,
stojące na komodzie. Mimowolnie uśmiechnęła się nieznacznie na wspomnienie pana
Maesa. Bardzo dobrze pamiętała, jak ją „porwał” i zaprowadził do domu w dzień
urodzin córki, jego stosunek do rodziny i pracy, osobowość. Był naprawdę
wspaniałym człowiekiem.
Tymczasem Ed siedział z nosem w
książkach. Odkąd był w tej bibliotece ostatni raz trochę przybyło nowych
pozycji. W dalszym ciągu interesowała go ta danchemia. Al póki co nic mu o niej
nie powiedział, „bo tego nie da się wytłumaczyć przez telefon”. Jak by chciał,
to by powiedział! Taki plus przynajmniej, że dzięki ślubowi Linga znowu się
spotkają i tym razem nie ma szans, żeby odpuścił – chciał dowiedzieć się jak
najwięcej o alchemii ze wschodu.
Nawet się nie obejrzał, kiedy minęła
siedemnasta. Zostałby w bibliotece pewnie jeszcze dłużej, ale na szczęście,
odkładając kolejną już przestudiowaną książkę, zerknął na zegar. Było już
piętnaście po siedemnastej, dlatego szybko wybiegł z budynku i skierował się na
cmentarz. Miał nadzieję, że Winry nie będzie zła, bo inaczej czekał go raczej
marny los. Nie miał ochoty być drugi raz tego dnia walnięty tym cholernym
kluczem. No ale nie no… Na cmentarzu chyba tego nie zrobi… Prawda?
Szybkim krokiem szedł już przez
cmentarz szukając grobu pana Hughesa. Nie zajęło mu to dużo czasu, tym
bardziej, że zauważył przy nim odwróconą do niego plecami Winry i jakąś dziewczynkę,
trzymającą ją za rękę.
Podszedł do niej ostrożnie, będąc
przygotowanym na każdą jej możliwą reakcję na jego widok, jednak kiedy tylko go
zauważyła, uśmiechnęła się lekko i wróciła do wpatrywania się w nagrobek pana
Hughesa. Dziewczynką okazała się być Elicia. Ona także nie odrywała wzroku od
kamiennego grobu taty.
-
Cześć – przywitał się.
-
Spóźniłeś się – wytknęła mu Winry.
-
Tak jakby straciłem rachubę czasu… - zaśmiał się nerwowo. – Przepraszam. A co
tu robi Elicia?
-
Obiecałam jej lody – odparła. – Ty za spóźnienie idziesz oczywiście z nami!
-
Domyśliłem się, serio – parsknął śmiechem. – Eeej, Elicia! – zwrócił się do
dziewczynki, która od razu zwróciła głowę ku niemu.
-
Edziu! – ucieszyła się.
-
Dawno nikt mnie tak nie nazwał… - pomyślał na głos, a blondynka zaśmiała się
wesoło. – To co, idziemy na te lody? – zgiął się, by być na równi z Elicią.
-
Tak! – zgodziła się.
Razem poszli do najbliższej budki z
lodami, gdzie Ed kupił każdemu po wafelku z dwiema gałkami i razem się przeszli
ulicami Centrali. Winry wesoło rozmawiała z Elicią o jakichś pierdołach, a
blondyn siedział cicho i jadł te swoje lody.
-
Edziu… - dziewczynka zwróciła się do niego.
-
Hm?
-
Lubiłeś mojego tatę? – zapytała prosto z mostu, patrząc mu w oczy. Najpierw się
zdziwił, ale zaraz potem na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
-
Tak – skinął głową. – Generał Hughes był naprawdę świetną osobą – zapewnił. –
Co nie? – zerknął na Winry.
-
Dokładnie tak – zgodziła się wesoło.
-
Ale zostawił mnie i mamę… - szepnęła cicho. Chwilowo zapanowała niezręczna
cisza. Ed wziął na siebie wytłumaczenie jej wszystkiego w miarę łatwo.
- To
nie tak, że was zostawił – uklęknął przed nią. – On nie chciał odchodzić.
Generał Hughes bardzo pomógł mnie i mojemu bratu. Naprawdę wiele mu
zawdzięczamy – powiedział jej. – Poza tym, strasznie cię kochał – uśmiechnął
się. – Co chwilę się tobą chwalił. Mówił jaka to jesteś śliczna i kochana.
Możesz spytać pułkownika Mustanga: on się tego najwięcej nasłuchał – razem z
Winry zaśmiali się pod nosem.
-
Powinnaś się cieszyć, że twój tata był taką wspaniałą osobą – dodała blondynka.
– Jest być z czego dumnym.
-
Naprawdę?
-
Tak – skinęła głową.
~*~
Mam nadzieję, że się spodobało xd
Tak, wprowadziłam Roya, ale na RoyxRiza chyba jeszcze sobie trochę poczekacie xD
Jeśli macie jakieś propozycje, to walcie śmiało - Wasze propozycje ^^
Do napisania ;]
Ja ciągle czekam, aż się coś zacznie dziać!!! No i miałam nadzieje, że będą opisane te zakupy, a Ed cwaniaczek poszedł do Mustanga...
OdpowiedzUsuńAch pani Glacier, trafnie zauważyła, że Eda tam nie było xDDDD
A i pojawił się jeden z moich ulubionych bohaterów! Klucz francuski - wierny przyjaciel nie jednej kobiety!
ach i to było takie urocze kiedy Edziu rozmawiał z Elcią... ;)
A i co do mangi Hiromu Arakawy, po prostu skakałam z radości jak się dowiedziałam, że będzie wydawana! Oczywiście już wiem, ze będę kupować xD
Pozdrawiam i czekam na next :)
NIE! Nie chce czekać na RoyxRiza T_T
OdpowiedzUsuńAle ogólnie rozdział świetny.
Heh… Wypad do miasta zawsze spoko xD
Kurczę, czekam na scenę kiedy Win bd szukała sukienki xD
Heh… I co tu robić z takim Edem, który jest za leniwy, aby kupić garnitur… Musi pożyczać od mojego kochanego Mustanga! :3 Ale nie mogę się doczekać jego kąśliwych uwag na temat jego wzrostu!
Odwiedziny Win u Elici i Glacier? :C Smuuutnee… Chcę płakać, bo przypomniałam sb o śmierci jej męża…
Pozdrawiam i czekam na rozdział :3