Oto pierwszy rozdział na nowym blogu~ :3
Postanowiłam, że fajnie będzie zacząć pisać coś innego, nie o tematyce narutowskiej i jest! ^^ Blog o moim ulubionym anime/mandze :3
Mam nadzieję, że się Wam spodoba :)
~*~
„Podróż jest jak gra,
zawsze towarzyszy jej korzyść albo strata,
i to zwykle z nieoczekiwanej strony.”
Leopold Staff
Długowłosy mężczyzna z uśmiechem
szedł drogą w stronę dość dużego domu. Trochę się już stęsknił za babcią i
Winry, nawet jeśli cieszył się z tej podróży na zachód. Zastanawiał się też,
jak tam trzymał się Al w Xing. Co jakiś czas do siebie dzwonili, ale przeważnie
obaj byli zajęci i nie mieli wiele czasu. Jednak teraz, po tych dwóch latach
postanowili się w końcu spotkać i zsumować wiedzę, którą nabyli.
Den już z daleka go wyczuł i zaczął
głośno szczekać, na co blondyn zaśmiał się wesoło i kiedy już do niego doszedł,
pogłaskał po pysku.
-
Dawno się nie widzieliśmy, Den – zaśmiał się i wszedł do domu. – Dobry, jest tu
kto?
-
Zapraszam! – usłyszał stłumiony kobiecy głos. Posłusznie wszedł dalej,
domyślając się, że nie poznała go po głosie. Blondynka siedziała skupiona nad
mechaniczną ręką rozłożoną w niektórych miejscach na części.
-
Dzień dobry, ja po nową nogę – trochę zmienił swój głos.
-
Hm? A był pan zapisany? – zdjęła swoje gogle i odwróciła się do swojego
klienta, a kiedy zobaczyła zwijającego się ze śmiechu Eda najpierw się
zdziwiła, a później na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech.
-
Wiesz, dawno mnie tu nie było, ale żeby mój głos zapomnieć…
-
Ed! – ucieszyła się. – Co ty tu robisz?! – zadała to pytanie, ale zaraz potem
sama zaczęła sobie na nie odpowiadać. – Zepsuła ci się noga prawda? – pokręcił
przecząco głową. – No to nie masz kasy – znów zaprzeczenie. – Jakiś problem? –
znowu nie trafiła. – To co?
- No
wróciłem – wyszczerzył się. – Póki co, na stałe.
-
Nie wierzę… - wyszeptała. – Babciu! – zawołała. – Szybko bierz kronikę rodzinną
i pisz, że po raz pierwszy od narodzin, Edward Elirc wrócił do domu z własnej
nieprzymuszonej woli i nie przez żadną awarię!
-
Żartujesz! – Pinako z wrażenia aż fajka z ust wypadła. – Nie podmienili cię
czasem? – spojrzała podejrzliwie na Eda.
-
Miło mnie przyjmujecie! – sarknął.
-
Cieszę się, że wróciłeś – Winry znienacka obdarzyła blondyna miłym uśmiechem. –
Mleczko też na ciebie już czeka.
-
Nie będę go pił! – zadeklarował od razu, na co blondynka roześmiała się wesoło.
Jak dobrze, że już wrócił. Strasznie się już stęskniła za tym głupkiem.
Oczywiście, nic się nie zmieniło przez te dwa lata i nie dzwonił prawie wcale.
Z Alem było trochę inaczej, bo dzwonił, kiedy tylko miał czas, a Ed… ten to
nigdy nie miał czasu. Pewnie się szwendał po bibliotekach i do późna pracował. Ale
mimo wszystko, wyglądał dalej tak samo. – Zresztą nieważne – westchnął. – Liczę
na jakąś dobrą szarlotkę – uśmiechnął się wesoło.
- To
sobie poczekasz! W pierwszej kolejności klienci, potem ty! – odparła. – Gdybyś
mnie uprzedził, to już byś jadł, a tak… trochę poczekasz – wystawiła mu język.
-
Pracoholiczka – sarknął.
-
Maniak – odgryzła się. – Idź do kuchni albo się rozpakuj, a ja skończę z tą
ręką i wezmę się za robienie szarlotki – westchnęła i z powrotem usiadła na
krześle. Ed się domyślił, że nie ma mowy, żeby zmieniła zdanie i że on nie ma
nic do powiedzenia w tej sprawie. No cóż, trudno. Chyba naprawdę pójdzie się
rozpakować do swojego pokoju. Szczerze mówiąc, spodziewał się trochę innego
przywitania… To znaczy, nie oczekiwał, że mu się rzuci na szyję albo coś
takiego, ale że będzie bardziej… szczęśliwa? Zresztą, mniejsza o to.
-
Wróciliście do relacji przyjacielskiej? – usłyszał za sobą głos babci, a kiedy
dotarł do niego sens jej słów, zarumienił się nieznacznie. Czyli wiedziała o
tym, co zrobił wtedy na peronie.
- A
bo ja wiem? – wzruszył ramionami. – Potem pogadamy.
-
Jak chcesz – spojrzała na niego wymownie. – Czekaj, przypomnij, ile ty masz
teraz lat?
-
Dwadzieścia – burknął.
- No
to bierz się do roboty, bo się za chwilę stary zrobisz – zaśmiała się Pinako.
-
Jestem jeszcze młody! – warknął.
-
Jeszcze – babka uśmiechnęła się z lekka prowokacyjnie w stronę blondyna, a ten
tylko popatrzył na nią z wyrzutem. – Zresztą, od tych dwóch lat nic nie
urosłeś, co?
-
Pewnie, że urosłem! – wrzasnął.
-
Ile?
-
DWA CENTYMETRY! – odparł z dumą. – W ogóle, jestem wyższy od Winry! I mój
wzrost jest dobry! Ani waż mi się nazwać mnie kurduplem!
-
Nie nazwałam cię tak – westchnęła.
Ed poszedł w końcu na piętro do
swojego pokoju i zaczął wykładać swoje rzeczy z torby. Powkładał do szafy swoje
ubrania, a na biurko położył książki, które nabył podczas podróży. W sumie dużo tych rzeczy nie miał. To byłoby niezbyt wygodne, nosić napakowaną torbę, kiedy
co chwilę przenosi się z miejsca na miejsce. Zresztą, wielu ubrań nie
potrzebował, zawsze mógł sobie kupić, a książek też nie miał jakoś
zastraszająco dużo, w końcu – od czego są biblioteki?
Między tymi wszystkimi przedmiotami,
znalazł się jego srebrny zegarek. Udało mu się go zatrzymać, ale warunkiem było
to, że nie może z niego korzystać. Ten symbol państwowych alchemików miał dla
niego takie symboliczne znaczenie, przypominał o jego i Ala niezwykłej podróży,
i oczywiście o jedenastym października.
-
Przydałoby się przejść na ich grób… - pomyślał na głos z cichym westchnięciem.
Nigdy by nie pomyślał, że pójdzie na grób Hohenhaima… Znaczy, wtedy, zanim
razem nie walczyli i nie poznał prawdy. Cóż, nawet po tym trudno było mu
wybaczyć ojcu, ale jakoś się udało.
Zszedł na parter powoli, rozglądając
się na boki. Chciał sprawdzić, czy coś się tu zmieniło, ale nic takiego nie
zauważył. Dość duża tablica ze zdjęciami z różnych okresów ich życia jak zwykle
wisiała na ścianie, tam gdzie zawsze. Przystanął przed nią i obejrzał wszystkie
z lekkim uśmiechem na ustach. Większość z nich była z czasów, kiedy mieli po
dziewięć-dziesięć lat. Na niektórych była nawet mama i państwo Rockbellowie.
-
Co, wzięło ci się na wspominki? – podeszła do niego Winry i sama zaczęła
przyglądać się fotografiom.
- A
co, nie można?
-
Pewnie, że można – uśmiechnęła się.
-
Skończyłaś już z tą ręką? – zmienił temat.
- Na
szczęście tak – przeciągnęła się, jakby na znak, że się zmęczyła. – Także nie
bój się, szarlotka będzie jeszcze dzisiaj.
-
Nic nie mówiłem – burknął.
-
Ale pomyślałeś?
-
Nie! – zaoponował. – W każdym razie, wychodzę na chwilę.
-
Dopiero wróciłeś i już wychodzisz? – jęknęła. – Czy ty umiesz usiedzieć na
jednym miejscu chociaż na pięć minut?
-
Idę na grób rodziców – westchnął. – Przecież nigdzie ci nie ucieknę – zaśmiał
się i wyszedł, zostawiając kobietę samą.
Kiedy spacerował przez uliczki
Resembool, co chwilę ktoś do niego podchodził i zaczął przyjacielsko rozmawiać,
pytać, jak się ma i co robił. Często też śmiali się, że w końcu naprawdę urósł.
Jeden z sąsiadów powiedział, że chętnie jeszcze by go nazwał kurduplem, ale
niestety nie może, skoro jest niższy od Eda.
-
Bawiło was to?! – spojrzał na wszystkich z mordem w oczach.
-
Ależ skąd…
Stał chwilę nad grobami rodziców, po
czym wrócił jeszcze na chwilę przystając przy grobie Rockbellów. Później już
powędrował tą samą drogą do domu. Był już trochę głodny, a do tego szarlotka
Winry… Dawno jej nie jadł, Al pewnie też za nią (szarlotką) tęsknił. W Xing nie
ma takich potraw, same owoce morze czy inne takie.
Kiedy
wszedł do domu, blondynka już siedziała w kuchni, przygotowując ciasto. Ed
usiadł na krześle przy niej i zaczął obserwować jej poczynania. Siedział cicho
i po prostu patrzył.
- Co
jest? Nudzi ci się czy co? – Winry w końcu się odezwała.
-
Nie. Tak sobie myślę, że pieczenie jest trochę podobne do alchemii…
-
Niby w czym? – spojrzała na niego jak na debila.
- No
z różnych składników, które osobno mają raczej zły smak, tworzysz coś zupełnie
innego i pysznego. To jest zupełnie tak samo, jakbym z gliny stworzył piękną
wazę czy coś za pomocą alchemii – wytłumaczył z entuzjazmem.
-
Czy ty wszystko musisz porównywać do alchemii? – zapytała retorycznie Rockbell.
-
Sorry, zboczenie zawodowe – uśmiechnął się krzywo.
-
Dokładnie to samo powiedziałeś w Rush Valley! – przypomniała sobie. – Tylko że
wtedy porównywałeś do alchemii życie!
- No
co ja mogę?
-
Maniak – odparła blondynka, a mężczyzna pokazał jej język, na co ona
zareagowała dokładnie tym samym. – Chcesz się podszkolić w pieczeniu? – spytała
go po chwili.
-
Gdybym miał alchemię, to chętnie – burknął.
-
Brakuje ci jej, co? – spojrzała na niego.
-
Kogo?
-
Alchemii – sprostowała.
-
Czy ja wiem? – wzruszył ramionami. – Wolę mieć świadomość, że Al ma swoje ciało
niż alchemię.
- No
tak – uśmiechnęła się Winry. – Oto nasz kochany starszy braciszek, Edward
Elric! – zażartowała.
-
Bardzo śmieszne – fuknął.
-
Żartuję. Przecież chyba niewielu alchemików odważyłoby się oddać własną
alchemię dla kogoś innego, prawda? – włożyła ciasto w formie do piekarnika, po
czym usiadła naprzeciw blondyna, który chyba szukał jakiejś sensownej
odpowiedzi na to.
-
Nie wiem – odburknął w końcu.
-
Skromność? – spojrzała na niego lekko rozbawiona.
-
O-oczywiście, że nie! Jestem przewspaniałym Stalowym Alchemikiem, Edwardem Elrikiem!
- No
przecież – zachichotała pod nosem. – Fajnie, że się nie zmieniłeś – słysząc ją,
Ed trochę się zarumienił. – Swoją drogą, to nie boli wpaść czasem do domu na
obiad albo szarlotkę – burknęła.
-
Nie miałem czasu! – odpowiedział od razu.
-
Skąd ja wiedziałam, że to powiesz? – westchnęła przeciągle, jednak zaraz potem
zaśmiała się krótko. – Mam nadzieję, że dowiedziałeś się chociaż czegoś
ciekawego.
- No
raczej! – zaczął ją obsypywać różnymi zagadnieniami z dziedziny alchemii, ale
nie tylko. Znalazły się też tematy chemii czy fizyki, których Winry oczywiście
ani trochę nie rozumiała. Ale mówił to z takim entuzjazmem i zamiłowaniem, że
nie mogła mu przerwać. Widziała, że sprawia mu radość opowiadanie tego.
Uśmiechnęła się pod nosem i oparła głowę na ręce. – Winry? – zwrócił się do
niej Ed, ale ona go nie słyszała. – Uważnie słuchasz, serio – parsknął
śmiechem. Blondynka zasnęła, kiedy on mówił. – Dobrze, że ty też się nie
zmieniłaś – szepnął do siebie, po czym okrył ją swoim płaszczem, który wziął z
wieszaka, stojącego niedaleko drzwi. Jednak nie odszedł, tylko usiadł z
powrotem na swoje miejsce. Przecież ktoś musiał „stać na posterunku”, żeby
ciasto się nie zepsuło (to w każdym razie było wersją oficjalną). Babcia Pinako
widziała go i bardzo dobrze rozumiała, o co się rozchodzi, ale co im będzie
przeszkadzać? Zamiast tego wolała wykonać jedno ze zleceń.
* * *
Winry powoli otwierała oczy, a do
jej nozdrzy docierał znajomy zapach. Dopiero po chwili zorientowała się, że ma
na sobie płaszcz Eda, a on sam siedzi obok niej, czytając jakąś książkę. Widać
był bardzo zaciekawiony jej treścią, bo czytał ją z prędkością światła
niemalże.
Zachichotała cicho, co go obudziło z
transu. Zerknął na blondynkę pytająco.
- Kolejna
książka o alchemii, fizyce albo chemii? – zaśmiała się. – Czy może tym razem
metafizyka?
-
Pudło. Tym razem to książka fabularna – odparł. – Całkiem ciekawa.
- To
takie książki dla ciebie istnieją? – zażartowała. – Myślałam, że interesuje cię
tylko i wyłącznie nauka.
- No
widzisz, nawet ja czytam „zwykłe” książki – wzruszył ramionami, ironizując
trochę.
- No
widzę – znowu się zaśmiała.
- A
ty dalej nie czytasz nic? – uniósł brwi.
-
Jak to: nic?! – obruszyła się. – Co rusz kupuję książki o protetyce! – Ed
westchnął przeciągle.
-
Przeczytaj tę – podniósł się i lekko klepnął ją w głowę wspomnianą książką. –
Spodoba ci się.
-
Hm? – zdziwiła się. – A o czym jest?
- Pamiętnik
znanego alchemika – odpowiedział, a kobieta od razu się skrzywiła. – Nie ma tam
żadnych skomplikowanych zagadnień ani nic takiego. Zwykła książka przygodowa.
-
Wierzę na słowo – wzięła ją do rąk. – A ty nie chcesz najpierw skończyć?
-
Przeczytam później – usiadł z powrotem na krzesło. – Swoją drogą, szarlotka już
się nie zrobiła? – słysząc jego pytanie, Winry zerknęła najpierw na zegar, a
później piekarnik, po czym wstała i otworzyła kuchenkę, uprzednio zakładając
rękawice. Wydawało się być w porządku, więc wyciągnęła ciasto i postawiła na
stole. Po kuchni rozniósł się słodki aromat jabłek, co przyciągnęło nawet Dena.
– No to teraz jemy! – rozentuzjazmował się Ed.
-
Nie ma mowy! – odsunęła jego twarz od szarlotki ręką. – Musi ostygnąć. Chcesz,
żeby cię brzuch rozbolał?
- No
proszę, jednak czegoś się w szkole nauczyłaś – pokiwał głową rozbawiony
blondyn, niby to z uznaniem.
-
Bardzo śmieszne – burknęła. – Zapominasz chyba, że jestem córką lekarzy.
-
Pamiętam – oznajmił.
- No
to świetnie – sarknęła. – W każdym razie, nie jesz dopóki nie powiem –
spojrzała na niego groźnie.
-
Dobra, czaję – westchnął. – To ja się może przejdę do biblioteki albo co? –
zastanowił się na głos. – Chociaż nie, musiałbym pojechać do kwatery zachodniej…
-
Jezu, usiedzisz ty w końcu na tyłku i nie będziesz się ruszał chociaż przez
jeden dzień?
- A
co ci tak zależy? – spojrzał na nią pytająco.
-
Nie było cię tu dwa lata! Oczywiście, że mi zależy! – ofuknęła się. – Alowi też
się przyjechać nie chciało – burknęła, a blondyn tylko uniósł brwi w geście
rozbawienia. Hmm… Czyli się stęskniła po prostu. No jakby nie mogła tego
powiedzieć wprost.
-
Głupia jesteś – pstryknął ją w czoło, ale usiadł znowu na krzesło, obserwując
jak jej mimika twarzy zmienia się z naburmuszonej przez zdziwioną do wściekłej.
-
Potraktuję cię moim kluczem francuskim, Elric! – warknęła.
-
Czekaj, jak to szło? – znowu zastanowił się na głos, przykuwając uwagę
przyjaciółki. – Dziewięćdziesiąt pięć procent? Siedemdziesiąt pięć? Nie, to
było za mało… Osiemdziesiąt pięć! – klepnął pięścią w otwartą dłoń, udając, że
nagle to sobie przypomniał. Z kolei Winry nagle zrobiła się czerwona na twarzy,
a Ed roześmiał się na cały głos.
-
Dowaliłeś tą swoją równowartą wymianą, to co miałam zrobić?! – skrzyżowała ręce
na klatce piersiowej.
-
Ależ nic, nic – powiedział z miną niewiniątka, jednak dalej chichotał pod
nosem.
- A
spadaj – i tak walnęła go po głowie swoim najlepszym przyjacielem, kluczem
francuskim, a ten jęknął z bólu, masując sobie obolałe miejsce.
~*~
Dobrz, koniec pierwszego rozdziału xD
Następny pojawi się, jak wrócę z obozu, tj. 18.08 ;)
Jestem ciekawa Waszych opinii :D
Bardzo fajny blog, miła dla oka szata graficzna, wszystko ładnie się komponuje:), a co do notki jest to pierwsza, więc za dużo powiedzieć nie można, lecz zaciekawiłaś mnie. Mam nadzieję iż następne notki będą równie ładnie i ciekawie napisane jak owa pierwsza:D
OdpowiedzUsuńEtto... Nie oglądałam FMA i teraz trochę nie ogarniam opo i czuję się głupia T^T
OdpowiedzUsuńNo ale cóż...
Tak sobie myślę (opierdol bd, czyli to, co tak lubisz ^ ^)
Strasznie dużo dialogów... Ja wolę mimo wszystko opisy, łatwiej coś sobie wyobrazić.
Więc: więcej opisów ma być! xD
Nie znam FMA, nie wiem co myśleć o tym opo xD
Zobaczymy dalej, może się skuszę do obejrzenia...?
Zobaczymy, zobaczymy...
Przecudowne, życzę dużo weny.
OdpowiedzUsuńMoje ukochane FMA! Dobrze, że ktoś piszę o tej tematyce, bo jest mało dobrych blogów. I z tego, co przeczytałam w "o opowiadaniu" będzie moje ukochane RoyxRiza… Po prostu cię ubustwiam!
OdpowiedzUsuńI ciekawi mnie z opisów w bohaterach, co będzie z Michele i moim ukochanym blondasem!
PS: Weryfikacja…
I EdxWinry… Też chcę szarlotkę Win! Taa… "pracoholiczka" i "maniak" idealnie te słowa ich oddają xD
Pozdrawiam i czekam na następny rozdział ;)
Aaaa!! Jak mi się to podoba!! <3
OdpowiedzUsuń'' - Czekaj, jak to szło? – znowu zastanowił się na głos, przykuwając uwagę przyjaciółki. – Dziewięćdziesiąt pięć procent? Siedemdziesiąt pięć? Nie, to było za mało… Osiemdziesiąt pięć! – klepnął pięścią w otwartą dłoń, udając, że nagle to sobie przypomniał. Z kolei Winry nagle zrobiła się czerwona na twarzy, a Ed roześmiał się na cały głos.
- Dowaliłeś tą swoją równowartą wymianą, to co miałam zrobić?! ''
Ja to nie chę przypominać kto większego buraka spalił czy Ed czy Winry więc niech on lepiej uważa xDD (kocham ten moment <3)
A babcia wie co się święci i tylko obserwuje... No aż się nie moge doczekać co dalej :D
Było dużo dialogów, które lubię, ale przydałoby się jak dla mnie trohę więcej opisów, ale ogólnie wszystko mi się podoba :3
Dzięki Tobie mój dzień jest wspanialszy... szczerze się jak idiotka xDD czy może mnie ktoś uderzyć ? xD
Anooo... pozdrawiam i życzę weny ;*
Notka fajna (nie napisze więcej bo po prostu padam ale następne notki będą komentowane!xD) ale głównie chodzi mi o punkt 4. ogłoszeń parafialnych (4. Notki będą się pojawiały co niedzielę.).Czyżby coś ci wypadło;)?
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i serdecznie pozdrawiam.
Dorsv
Ush jest na obozie do 18, jeśli dobrze pamiętam…
Usuń