Ten rozdział pisało mi się niemiłosiernie ciężko X_x
Cały dzień na niego poświęciłam, a i tak jest raczej średni =3=
Ale mam już pomysł na następny i mam nadzieję, że się Wam spodoba ^^
Miłego czytania~
~*~
„Najlepszym sposobem, by cieszyć się pełnią życia,
Jest bycie dzieckiem, nie zważając na swój wiek.”
Hideaki Sorachi (Gintama)
Winry szła ulicami miasta, z
fascynacją obserwując stragany, budynki, ludzi – tu wszystko było inne niż w
Amestris. Jakby przeniosła się do zupełnie innego wymiaru. Wprawdzie nie mieli
żadnych automatycznych zbroi, ale i bez tego bardzo jej się Xing podobało.
Nigdy nie wyjechała poza ojczysty kraj, więc zderzenie z inną kulturą było dla
niej czymś zupełnie nowym.
-
Xing to niezwykłe miejsce – powiedziała wesoło.
-
Zgadzam się – odpowiedziała Riza, która wyszła razem z nią. – Cieszę się, że
mam okazję je zwiedzić.
- Ja
też – skinęła głową blondynka. – Ed ma jak w banku, że jeszcze tu przyjedziemy!
– stwierdziła. – A jak nie on, to Al – Hawkeye zaśmiała się cicho. – Swoją
drogą, gdzie się podział pan Roy?
-
Nie mam pojęcia – kobieta pokręciła głową. – Kiedy się obudziłam już go nie
było – westchnęła ciężko.
-
Pewnie też poszedł pozwiedzać – uśmiechnęła się Winry.
-
Pewnie tak…
Tymczasem wspaniały porucznik
Mustang biegał od straganu do straganu, podrywając piękne Xingijskie kobiety…
Weszły do niewielkiej restauracji, z
której dochodziły same smakowite zapachy. Ich oczom ukazało się ładne
pomieszczenie z niziutkimi stolikami i poduszkami, które miały służyć jako
siedzenie. Miało to swój klimat i naprawdę aż chciało się zjeść w takim
miejscu. A na dodatek, May tam pracowała – chodziła między stolikami z tacą w
tradycyjnym stroju wojownika Xing. Kiedy tylko obsłużyła klienta, podeszła do
nich szybko.
-
Witam klientki – uśmiechnęła się wesoło. – Zapraszam do stolika – wskazała ręką
jedno z niewielu niezajętych miejsc. Kobiety podążyły za nią i usiadły. – Co
sobie panie życzą? – wzięła do ręki notes i długopis.
-
Zdaję się na ciebie – powiedziała Winry. – Liczę na coś pysznego.
- Ja
tak samo – zgodziła się Riza.
-
Okej! – skinęła głową.
-
Długo tu pracujesz? – zapytała Rockbell.
-
Tak. Co jakiś czas przychodzę pomóc – odparła.
-
May! – zawołał jakiś mężczyzna, wyglądający zza okna kuchni. – Zamówienie do
stolika numer dziesięć!
-
Muszę iść – powiedziała. – Na razie – pomachała im ręką i poszła po zamówienie,
równocześnie składając kolejne.
Ed i Al siedzieli w bibliotece, tym
razem jednak rozmawiając i śmiejąc się w najlepsze. Książki poszły w odstawkę –
w końcu musieli sobie opowiedzieć wszystko, czego się nauczyli!
-
Najpierw ty – powiedział starszy z braci. – Gadaj wszystko, co wiesz o
danchemii!
-
Tajes – zaśmiał się Al. – Ale żądam rewanżu – uprzedził go, na co Ed uśmiechnął
się wesoło. I zaczął opowiadać o nowych umiejętnościach, nawet przeszedł do
prezentacji, ale wtedy pojawiła się opiekunka biblioteki cesarskiej i ich
trochę złajała. – Przepraszamy, przepraszamy – powiedział młodszy Elric, a
kobieta tylko westchnęła i wyszła.
-
Dobra, dajesz dalej – szepnął Ed, tak dla upewnienia się, że tamta opiekunka
niczego nie usłyszy. Al oczywiście go posłuchał – przecież musiał się pochwalić
swoimi nowymi umiejętnościami!
Kobieta przychodziła co jakiś czas
sprawdzić, czy bracia aby na pewno tylko czytają, ale ani razu nie udało jej
się ich nakryć (bo nie było trudno się domyślić, że wykonują te swoje sztuczki
za pomocą alchemii albo danchemii). Wtedy też Ed i Al śmiali się podstępnie i
przechodzili do następnego punktu ich programu. Zachowywali się zupełnie tak
samo jak kiedy byli małymi dziećmi – co z tego, że mieli dwadzieścia i
dziewiętnaście lat? To jest nauka! To się kocha bez względu na wiek!
-
Patrz – powiedział Al i rzucił pięcioma ostrzami pięć metrów dalej. W tym samym
miejscu pojawiła się drewniana podobizna Eda, jaką często robił. – Podpatrzyłem
u May.
-
Widzę, że gust ci się poprawił – stwierdził starszy z braci, oglądając figurkę
z każdej strony.
-
Taak, oczywiście – pokiwał głową. Wolał nie słyszeć tego z ust brata; głównie
dlatego, że jego gust był cokolwiek… bardzo zły.
- A,
no właśnie, skoro o gustach mowa – przypomniał sobie Ed. – Możesz mi
powiedzieć, czemu, do loda wafla, związałeś się z tą wkurzającą mikruską? –
spojrzał podejrzliwie na swojego brata. – Szantażowała cię? Groziła? Nie dawała
spokoju? – pytał, ale za każdym razem dostawał przeczącą odpowiedź. – No to
co?!
-
Zastanawiam się, czy nie zemdlejesz od odpowiedzi… - Al ściągnął brwi. – Na
pewno chcesz wiedzieć?
- No
– skinął głową.
- Ale
jesteś pewny?
-
Jestem.
- Na
pewno?
-
Tak!
-
Ale tak na sto procent?
-
Mówię, że tak! – Ed się zirytował.
- No
to ci nie powiem – wystawił mu język.
-
Chodź no tu, braciszku – blondyn poczłapał ku Alowi, ale ten zwinnie mu umknął.
Później znowu i jeszcze raz, aż w końcu zaczął uciekać przez cały zamek.
Wiedział, że gdy tylko Ed go dopadnie, będzie miał przerąbane, więc biegł
korytarzami tego ogromnego budynku. Za każdym razem kiedy skręcał, pojawiała
się jakaś osoba, na którą oczywiście wpadał, ale gdy tylko widział zbliżającego
się brata, ekspresowo pomagał temu komuś i biegł dalej. Wchodził na kolejne
piętra albo wracał na niższe, aż w końcu – po jakiejś godzinie takiej gonitwy –
obaj wylądowali w wielkim ogrodzie. Al padł na trawę, a Ed zaraz za nim: obaj
byli zmęczeni, spoceni i dyszeli ciężko.
-
Dawno tyle nie biegałem – powiedział Al, przewracając się na plecy.
- Ja
też nie – obaj się roześmiali i nie mogli przestać przez dobre paręnaście
minut, aż ich brzuchy rozbolały. – Ale… - kiedy Edowi w końcu udało się
powstrzymać śmiech, usiadł i spojrzał na brata groźnie – teraz ładnie mi
odpowiesz.
-
Nie dasz mi spokoju, co? – jęknął chłopak.
-
Nie-e – pokręcił głową. – No już, słucham.
-
Hm. Pomyślmy, jak ci to wytłumaczyć, żebyś zrozumiał… - zaczął się zastanawiać,
po czym uśmiechnął się wesoło. – Jak myślisz, co tata czuł do mamy?
-
No… kochał ją, jak sądzę – zdziwił się Ed.
-
Dokładnie – skinął głową. – A co Ling czuje do Ranfun?
-
Też ją kocha… - burknął. Powoli zaczynał rozumieć, do czego to zmierza.
- A
co ty czujesz do Winry? – młodszy Elric uniósł brwi.
-
Koch- Czekaj! To nie ma nic do rzeczy! – krzyknął. – Mów wprost, a nie!
- Ja
czuję to samo do May – odparł z lekkim uśmiechem Al.
-
Dobra, czaję – burknął Ed. – Ale to i tak nie zmienia faktu, że jej nie lubię!
-
Wiem. Zresztą, ona ciebie też nie lubi – zaśmiał się.
Nagle usłyszeli głośne burki,
dochodzące z ich żołądków. Spojrzeli po sobie, po czym znów się zaśmiali.
-
Nie wiem, jak ty, ale ja bym coś zjadł – stwierdził Al.
- Ja
tak samo – zgodził się Ed i obaj wstali, po czym udali się do wyjścia. – Jest
tu jakieś miejsce, gdzie można dobrze zjeść?
-
Oczywiście! Chodź!
Bracia weszli do niewielkiej
restauracji, a w niej zobaczyli… May i Winry. O ile Al spodziewał się zobaczyć
swoją dziewczynę, to widok przyjaciółki go zaskoczył. Z kolei Ed… był co
najmniej w szoku.
-
Wyjaśni mi ktoś, co tu się dzieje? – zapytał oniemiały.
-
Mnie nie pytaj – odparł Al, kiedy brat spojrzał na niego podejrzliwie.
- O,
hej – podeszła do nich blondynka.
- Co
ty… - odezwał się Ed.
- A,
to? – wskazała na swój strój. – Postanowiłam, że zamiast się obijać, zacznę
pracować. Fajnie, nie? – uśmiechnęła się.
-
T-taa… - burknął.
- Są
jakieś wolne miejsca? – zapytał Al.
- No
pewnie! – odparła May. – Wchodźcie dalej – poszli do wolnego stolika i dostali
karty menu. – Ja idę, powiedzcie Winry, co zamawiacie – klepnęła lekko
koleżankę w ramię i podbiegła do okienka.
- No
to jak będzie? – spytała blondynka z uśmiechem. Alphonse szybko podał jej
danie, które wyczytał z karty, a później to samo zrobił w imieniu brata, bo ten
stwierdził, że nie ogarnia, co jest co. – Okej, za chwilę przyniosę – odeszła.
-
Coś taki naburmuszony? – Al oparł głowę o swoją rękę.
-
Nie jestem naburmuszony – burknął, na przekór swoim słowom.
-
Aha, jasne, a ja sram brokatem – sarknął. – No mów, co jest?
-
Mówię, że nic!
-
Nie mów, że zazdrosny jesteś? – młodszy z braci uśmiechnął się wesoło.
-
O-oczywiście, że nie jestem! – zbulwersował się, jednak na jego twarzy widniał
dość pokaźniej wielkości rumieniec. Widząc go, Alphonse parsknął śmiechem.
Mógłby przestać udawać…
Ed obserwował uważnie przyjaciółkę,
która całkiem zwinnie przemieszczała się między stolikami, trzymając pełną
tacę. Musiał przyznać, że praca szła jej całkiem nieźle i wyglądała ładnie w
tym stroju.
-
Winry, zamówienie do stolika numer trzy! – znów podeszła do okienka i od niego
odeszła. Było tak jeszcze parę razy, nim podeszła do nich z ich zamówieniem.
-
Proszę – położyła talerze na stolik. – Jak będziecie chcieli czegoś jeszcze, to
mówcie – podniosła się.
Al bardzo mocno walnął brata łokciem
w żebra i wzrokiem nakazał mu mówić.
-
Eee, Winry – zaczął niepewnie, a ona spojrzała na niego pytającą. – Jakby to… -
zmieszał się trochę. - …Ładnie wyglądasz – burknął. Blondynka kilkakrotnie
zamrugała oczami, po czym parsknęła cicho śmiechem.
-
Dzięki – uśmiechnęła się i odeszła.
- No
i co, takie to straszne? – spytał Al, a Ed wydymał usta i odwrócił głowę. –
Zjedz coś – zaśmiał się.
Usłyszeli głośny huk rozbijanych
naczyń i zwrócili głowy w stronę, z której dochodził ów hałas. Okazało się, że
w jego centrum była Winry. Siedziała na podłodze z niezbyt zadowoloną miną. Ed
momentalnie do niej doskoczył, zmartwiony.
-
Winry, wszystko w porządku? – zapytał, kucając przy niej.
-
Tak – skinęła głową i zaczęła zbierać odłamki rozbitych naczyń.
-
Zostaw, bo się skaleczysz – chwycił jej dłoń, po czym zwrócił się do May. –
Macie tu zmiotkę i szufelkę? – zapytał, a dziewczyna skinęła głową i zaraz
potem mu ją dała.
-
Dzięki… - mruknęła, odsuwając nieznacznie rękę. Blondyn za nią posprzątał
skorupki i zaniósł je do śmietnika. Na szczęście były to już puste miski i
talerze, więc nie trzeba było więcej sprzątać.
- Na
pewno wszystko w porządku? – spojrzał na nią z troską.
-
Tak! – uśmiechnęła się. – Tylko się potknęłam. Całe szczęście, że nikomu nic
się nie stało – odetchnęła z ulgą. – Dzięki za pomoc.
-
Nie ma za co – odparł dalej niepewny, czy się nie skaleczyła jakoś, ale po
chwili wrócił na swoje miejsce. Oczywiście napotkał na aż nazbyt wesołą minę
braciszka. Już go to nie dziwiło, ale zaczynało przerażać. No dobra, martwił
się o nią, ale co z tego? To było coś jak najbardziej normalnego. – Co znowu? –
burknął, siadając na swoim miejscu.
-
Ależ nic – odparł Al. – Cieszę się waszym szczęściem – wzruszył ramionami,
dokańczając jedzenie.
-
Bardzo śmieszne – ofuknął się Edward i sam wziął się za swoje danie. Musiał
przyznać, że pałeczkami je się piekielnie niewygodnie. A jego brat posługiwał
się nimi mistrzowsko – tak jak on widelcem (jakkolwiek dziwnie to nie brzmi).
Wieczorem wszyscy wyszli z
restauracji i poszli do swoich domów. Większość drogi przeszli razem,
rozmawiając na różne, raczej błahe tematy. Winry jutro też pójdzie trochę
popracować, a potem razem z May pozwiedzają jeszcze miasto. Z kolei Ed i Al
mieli bardzo oczywiste plany – przesiedzieć calutki dzień w bibliotece i
ewentualnie starszy z braci rozważał rozejrzenie się po mieście; bądź co bądź
było to wzbogacenie się o nową wiedzę, tym razem na temat tutejszej kultury, co
również było bardzo ciekawe.
Pod koniec drogi rozdzielili się i
poszli w swoje strony.
-
Pamiętasz, co ci mówiłem o wyjeździe do Amestris? – zapytał Al, przerywając
ciszę.
- No
tak – odparła dziewczyna.
- I
co? Podtrzymujesz swoje zdanie?
-
Podtrzymuję – uśmiechnęła się szeroko. – Strasznie dawno nie byłam w Amestris.
Jestem ciekawa, ile się tam pozmieniało – odwróciła się i zaczęła iść tyłem,
patrząc wesoło w oczy Ala.
- A
pytałaś mamę? Nie ma nic przeciwko?
-
Mama? Nie żartuj. Ciągle tylko mi powtarza, że mam się ciebie trzymać –
zaśmiała się. – Pewnie już o tym wiesz, ale strasznie cię lubi.
-
Cieszę się – odpowiedział z lekkim uśmiechem. – Uważaj, bo się przewrócisz –
ostrzegł ją.
-
Spokojnie – powiedziała. – Jestem całkiem zwinna – zapewniła i dokładnie w tym
samym momencie potknęła się o jakiś kamień. Miała szczęście, że chłopak szybko
złapał ją za rękę i pociągnął ku sobie.
-
Wybacz, ale śmiem powątpiewać – stwierdził rozbawiony, a May wystawiła mu
język, na co zaśmiał się krótko i razem poszli do domu.
~*~
I tyle na dzisiaj =^.^=
Mam nadzieję, że nie było aż tak źle, jak teraz mi się wydaje ^^" XD
Liczę na komentarze :3
Do napisania! ^^
(Jeśli szukacie jakichś fajnych artów z FMA albo ogólnie anime, polecam weheartit.com -> kocham! ♥ xD)
No to komentuję, ale nie obiecuję, że będzie z sensem i długie, bo głowa mnie boli :/
OdpowiedzUsuńTeraz muszę sb orzypomnieć co było pierwsze…
Chyba wycieczka krajoznawcza Rizy i Winry. No i Roy… =,='
Tym razem, Ed mi się skojarzył z potworem z bagien xD No bo "człapał" do Al'a xD I sb go tak wyobraziłam ociekającego błotem i "człapiącego" do swojego brata 0.o
Następnie Winry jako kelnerka. Sb ją wyobraziłam ją tak: miniówa+ bluzka z dekoltem do pępka. I z taką firmową czapeczką McDonald's.
Pozdrawiam i czekam na next'a ;)
Haha, ciekawe skojarzenia, ot co XDD Z Winry też xd Tym bardziej, że na początku XX wieku raczej dziewczyny w takich strojach nie chodziły xd Ale spoko :D
UsuńPozdrawiam ^^
Nie moja wina, że we wszystkich filmach tak pokazują kelnerki! >.<
UsuńMay tam pracowała – chodziła między stolikami z tacą w tradycyjnym stroju wojownika Xing. Kiedy tylko obsłużyła klienta, podeszła do nich szybko.
OdpowiedzUsuń- Witam klientki – uśmiechnęła się wesoło. – Zapraszam do stolika – wskazała ręką jedno z niewielu niezajętych miejsc. Kobiety podążyły za nią i usiadły. – Co sobie panie życzą? – wzięła do ręki notes i długopis.
- Zdaję się na ciebie – powiedziała Winry. – Liczę na coś pysznego.
- Ja tak samo – zgodziła się Riza.
- Okej! – skinęła głową.
- Pracujesz tu? – zapytała Rockbell.
U DON'T SAY!???
http://images.wikia.com/brutallegend/images/8/8c/You_Don't_Say.jpg
Ale tak pozatym to fajnie :)
O rany, faktycznie głupie pytanie xD Już zmieniłam, dzięki za poprawkę :)
Usuń