Dzisiejszy rozdział jest hmm... nie wiem, czy przełomowy, ale w pewien sposób ważny xD Jest to kontynuacja dnia z poprzedniej notki, tak więc nasz kochany Edzio próbuje jakoś udobruchać Winry... xd
Całkiem fajnie mi się to pisało xd Z kakałkiem w kubku z FMA... (musiałam się pochwalić xDD)
No dobra, nie przedłużam i zapraszam do czytania ^^
~*~
„Kocha się za nic.
Nie istnieje żadne powód do miłości.”
Paulo Coelho
Ed siedział w bibliotece, trzymając
w ręce jakąś książkę o… nawet nie wiedział, o czym ona jest. Niby czytał, ale
jego myśli ciągle były gdzieś indziej. Kręciły się wokół wiadomej osoby –
ciągle nie rozumiał, co on takiego zrobił. Nawet jeśli spali w jednym łóżku, to
na pewno się do niej nie dobierał przecież! Nie jest idiotą! …Nawet jeśli był
pijany… Zresztą, przecież Winry i tak by mu na nic nie pozwoliła! Od razu by go
zdzieliła, czy coś i sobie poszła. A ona jest wkurzona, że nic nie pamięta. No,
do cholery, jak się jest pijanym, to raczej, że nic się nie pamięta! Nie jego
wina, nie?
Jego przemyślenia przerwał odgłos
czyichś kroków. Odwrócił się i zobaczył Linga z szerokim uśmiechem na twarzy.
Jakoś tak, Ed miał wrażenie, że ma mu coś do powiedzenia… I że to raczej Yao
będzie się z tego cieszył, nie on.
- Yo
– przywitał się blondyn.
- Yo
– zawtórował mu cesarz i usiadł naprzeciwko niego.
- Ty
nie powinieneś być… yyy… gdzieś i rozwiązywać problemy ważne dla swoich
poddanych? – zakpił Ed.
-
Bardzo śmieszne – sarknął brunet. – Przyszedłem, żeby pokazać ci coś ciekawego
– w jakiś sposób, Ling wydał mu się… straszny. Tak, to dobre określenie.
Położył na stole wielką księgę i
obrócił ku przyjacielowi, który spoglądał na tomiszcze ze zdumieniem. Nie
bardzo rozumiał, o co chodzi i co tam jest napisane – mimo wszystko, nie
ogarniał tych całych krzaczków.
-
…No więc? – spojrzał na niego wyczekująco.
-
Otwórz na stronie 973 i przeczytaj – polecił. – Jest też w waszym języku, więc
spokojnie przeczytasz – zapewnił Ling.
Ed wykonał jego polecenie i z każdym
słowem, które przeczytał, jego oczy powiększały się coraz bardziej.
- No
ty chyba sobie jaja robisz?! – wydarł się, co wprawiło cesarza w spazmy
śmiechu. Na taką reakcję czekał.
-
Powiedziałem, że to zrobię, więc zrobiłem – odparł wesoło. – Od dzisiaj jesteś
znany w Xing, jako „Amestryjczyk, który nakarmił cesarza butem” – widząc minę
Eda, znowu się roześmiał.
„W roku 1914, cesarz Xing – Ling Yao, w
wyniku pewnych wydarzeń znalazł się w miejscu, gdzie nie było żadnego
pożywienia wraz z Edwardem Elrikiem – alchemikiem, znanym pod pseudonimem
„Stalowy”. Owy Amestryjczyk nakarmił cesarza butem, ratując mu tym życie.”
-
Będą się o tobie uczyli w szkołach – dodał Ling.
-
Spieprzaj – odparł kąśliwie Ed, ale zaraz potem parsknął śmiechem. – No to się,
kurde, dorobiłem kolejnej sławy. Tym razem nie w moim kraju.
- No
widzisz – brunet oparł policzek na ręce. – Znów stałeś się popularny. Dzięki
mnie.
-
Taaa, cieszę się niezmiernie – sarknął Ed. – Przynajmniej tyle dobrego dzisiaj
– westchnął.
-
Coś się stało?
-
Można tak powiedzieć – odparł. – To znaczy, Winry jest na mnie wściekła, Al
mówi, że jestem idiotą, a May się ze mnie śmieje – stwierdził.
- A
ty? – uniósł brwi.
- A
ja nie mam pojęcia, o co chodzi.
-
Ooo, zapowiada się ciekawa historia – powiedział nieco złośliwie Ling.
- To
wszystko przez ciebie! – oskarżył przyjaciela, a ten wyszczerzył na niego oczy.
-
Przeze mnie?! – nie rozumiał. – A co ja takiego zrobiłem?
-
Dopuściłeś do sprzedaży ten cholerny alkohol! – powiedział Ed. – Wypiłem tylko
trochę i już mi się film urwał! Wycofaj to!
Słysząc słowa blondyna, Ling znowu
parsknął śmiechem. Biedny, się winem upił… Aż się zaciekawił, co zrobił potem,
więc wysłuchał całej historii blondyna – chociaż nie była długa –
najważniejszej części nie pamiętał i raczej nie było szans, żeby sobie
przypomniał. No ale dobra, mniej więcej wiedział, co się stało i, bynajmniej,
nie zachował się poważnie. Raczej znowu było mu do śmiechu. Nigdy by się nie
spodziewał, że Ed ma tak słabą głowę! Jednocześnie zastanawiał się, co takiego
mógł zrobić tej nocy, że Winry wkurzyła się na niego tak bardzo.
-
Hm. Powiedz mi potem, jak to się skończyło – powiedział z uśmiechem Ling.
-
Dzięki wielkie za pomoc – warknął.
Ed wszedł do domu i z westchnięciem
opadł na kanapę w niewielkim salonie. Było już grupo po trzynastej, a on nie
wiedział, co ze sobą zrobić. Winry nie było, więc przynajmniej mógł uniknąć jej
wrogich spojrzeń, May na szczęście też nie spotkał, z kolei Ala bardzo chętne
by zobaczył – miał do niego przyjść jakoś po południu, ale „po południu” może
być równie dobrze za trzy godziny!
- Ubolewasz
nad swoją egzystencją? – nagle usłyszał nad sobą głos brata. Tak się
przestraszył, że prawie spadł z kanapy.
-
Nie strasz mnie tak! – krzyknął. – Prawie na zawał zszedłem! Jak ty tu w ogóle
weszłeś?
-
Drzwi były otwarte – Al wzruszył ramionami. – Było je zamknąć.
-
Przyszedłeś, żeby się ze mnie pośmiać? – burknął niezadowolony.
-
Ja? W życiu – zapewnił młodszy Elric, ledwie powstrzymując się od śmiechu.
Pomóc pomoże, ale mimo wszystko ta cała sytuacja była tak głupia, że trudno
ukryć rozbawienie. Ed wkopał się w takie gówno, że sam nie wiedział, jak to
zrobił.
-
Dzięki wielkie. Naprawdę mi pomagasz – sarknął.
-
Ależ nie ma za co – zaśmiał się Al, ale przysiadł przy nim i zaczęli się
zastanawiać nad odpowiednim rozwiązaniem na poważnie. Oczywiście, on od razu
zaproponował, żeby po prostu sobie wszystko wyjaśnili i w końcu zaczęli
traktować się na serio, ale Ed oczywiście od razu kategorycznie odmówił.
Dlaczego? „Bo nie będzie wyznawał miłości drugi raz”. Idiota. Przez tę jego
dumę dostanie kiedyś w łeb. – No to co chcesz zrobić? – Al uniósł brwi.
-
Nie wiem – burknął niezadowolony blondyn. – Ale nie powiem jej żadnych głupot w
stylu: „Ostatniej nocy coś sobie uświadomiłem… Uświadomiłem sobie, że cię kocham…
Więc, jeśli w twoim sercu jest wciąż miejsce dla mnie…” – udawał tak poważny
ton, że można się było przerazić. Tym bardziej, jeśli widziało się to z
perspektywy May, która dopiero co weszła do domu i usłyszała tylko ostatnią
kwestię Eda…
-
C-co tu się dzieje…? – zapytała wystraszona, a braciom momentalnie zrzedły
miny.
-
Dlaczego wy, do cholery, nigdy nie pukacie?! – wydarł się starszy Elric.
- Nie
odwracaj kota ogonem! – warknęła May. – Powiedzcie mi, co wy tu wyrabiacie?!
Myślałam, że nie należysz do tych „kochających inaczej”!
- Bo
nie należę, idiotko! – odpowiedział zdenerwowany. – To jest mój brat!
-
Właśnie dlatego pytam! A co z Winry, co!?
- A
co ma z nią być?! Żyje gdzieś!
- No
brawo, przychlaście.
-
Nie jestem przychlastem, debilko!
-
Dajcie już spokój… - jęknął załamany Al. – Ed mówił mi tylko to, czego w życiu
i za żadne skarby świata nie powie Winry – wyjaśnił wszystko pięknie w jednym
zdaniu. Można? Można. Szkoda tylko, że Ed i May nie są tego świadomi.
-
Było tak od razu – burknęła dziewczyna.
-
Nie dałaś mi dość do słowa – również burknął.
-
Jeśli macie zamiar znowu się kłócić, to róbcie to gdzieś indziej – westchnął Alphonse.
– Chociaż preferowałbym raczej inne rozwiązanie. Na przykład, no nie wiem…
wymyślenie jakiegoś rozwiązania do tej całej głupiej sytuacji? – podsunął.
-
Ach, no tak – na twarzy May pojawił się prześmiewczy uśmieszek. – Mój kochany
szwagier nie pamięta, co zrobił i teraz musi pokutować – zaszydziła z niego. –
Och, jakże mi przykro. Aż się popłaczę…
- To
najlepiej utoń w tych łzach – warknął Ed, a brunetka wystawiła mu język.
A Al tylko siedział i z desperacją
na nich patrzył. Czy oni zawsze muszą się tak kłócić o byle duperele? Naprawdę
nie mogę inaczej? Oboje są dorośli, a zachowują się jak dzieci i wychodzi na
to, że on musi ich uspokajać. Jak jakaś matka.
-
Dobra, koniec – westchnął w końcu. Pociągnął May, aby ta usiadła koło niego, a
na Eda spojrzał błagająco. – Pomożesz nam wymyślić jakieś rozwiązanie? –
zapytał dziewczynę.
- No
dobra – burknęła. Nie jej wina, że za każdym razem, jak go widzi, przychodzą
jej do głowy coraz to lepsze żarty na jego temat. No ale pomoże… Mimo wszystko
Winry lubiła – zakochała się w takim, a nie innym facecie, ale niech jej się
uda.
-
Tooo… Ma ktoś jakieś pomysły? – zapytał z nadzieją Al.
-
Niech jej po prostu powie, co czuje i tyle – wzruszył ramionami May. – Serio,
zła nie będzie.
-
Nie ma mowy – warknął Ed, a jego młodszy brat ponownie westchnął.
- A
rozmawiałaś z nią o tym? – zapytał swoją dziewczynę.
-
Tak, ale nic wam nie powiem – uśmiechnęła się z lekką wyższością. – Obiecałam,
że tego nie zrobię – wyjaśniła pod naporem karcącego wzroku Ala.
- No
to chociaż podpowiedz, co mamy zrobić! – jęknął.
-
Podpowiedziałam! No zrozumcie, że dziewczyny się nie obrażają, kiedy ktoś mówi
im „kocham cię”! I, zaskoczę was, nawet się z tego cieszą!
- No
to widzisz, kochany braciszku – Al uśmiechnął się nadzwyczaj przyjaźnie. –
Chyba jednak powiesz jej coś słodkiego.
- No
chyba sobie kpisz – warknął Ed, ale zadowolona mina brata dała mu do
zrozumienia, że nie ma wyboru. Bo Alowi się nie odmawia. Niestety.
Jean siedział na opustoszałej
widowni w teatrze, przyglądając się próbom aktorów. Wśród nich była Michelle,
oczywiście ona tańczyła – choć dostała się jej jakaś rola. Niewielka, ale
jednak. Mimowolnie, Havoc uśmiechnął się do siebie, kiedy kobieta wyszła na
scenę. Podobało mu się to, w jaki sposób wykonuje swoją pracę. Była śmiertelnie
poważna, a jednak na jej twarzy widniał uśmiech. Lubiła to.
W jakiś sposób, teatr wydał mu się
teraz dziwnie przyjemnym miejscem i sposobem spędzania wolnego czasu. To było
nad wyraz ciekawe – tym bardziej, kiedy niemalże codziennie widział próby
aktorów i mógł zobaczyć na własne oczy, ilu ludzi pracuje przy jednym
przedstawieniu, ile czasu i pracy w to wkładają, jak bardzo się starają, żeby
wszystko było idealne. Mógł zrozumieć, dlaczego dla Elle jest to takie ważne. I
dlaczego się na niego wkurzyła przy pierwszej randce – chociaż dalej uważał, że
nie powiedział nic strasznego.
Kiedy aktorzy skończyli próbę i
ukłonili się, Jean zaklaskał głośno. Był jedyną osobą na widowni, więc było to
trochę śmieszne, ale kogo to obchodzi? Podobało mu się, to to pokazuje. Jakiś
problem? Raczej nie.
-
Gotowa? – wstał z miejsca, kiedy kobieta do niego podeszła. Już w swoim
zwyczajowym ubraniu i poważną miną.
-
Tak – skinęła głową i razem wyszli. Niestety, Elle dalej nie bardzo przepadała
za Jeanem. Mimo że codziennie przebywali ze sobą 24/7, ona ciągle upierała się
przy swoim. Wprawdzie, nie zabijała go już wzrokiem przy każdej nadarzającej
się okazji, ale jednak traktowała go chłodno, co niezbyt mu się podobało.
Zachowywała się, jakby wyrządził jej jakąś wielką krzywdę!
-
Byliście świetni – pochwalił z uśmiechem.
-
Dziękuję.
-
Jak w ogóle nazywa się ta sztuka? Jest naprawdę dobra! – próbował podtrzymać
rozmowę.
-
Podoba ci się? – niedowierzała.
- No
– skinął głową. – Coś w tym dziwnego?
-
Nawet bardzo – stwierdziła Michelle. – Przecież powiedziałeś, że to nudne.
-
Nie powiedziałem, że wszystko, co związane z teatrem jest nudne – jęknął. –
Tylko że ta jedna konkretna sztuka nie przypadła mi do gustu. A to różnica, nie
sądzisz?
-
Tak – skinęła niepewnie głową, po czym przystanęła. Jean spojrzał na nią
pytająco.
-
Coś się stało?
-
Chyba powinnam cię przeprosić – odezwała się po chwili. – Osądziłam cię zbyt
szybko – przyznała. – Nie mówię, że tak od razu zmieniłam o tobie zdanie, ale
przynajmniej wiem, że doceniasz pracę innych. Dlatego przepraszam – wyjaśniła,
a on uśmiechnął się lekko.
-
Ależ nie ma za co – ukłonił się żartobliwie. – Nie wiem, jak ty, ale ja
strasznie zgłodniałem. Masz na coś ochotę? – uniósł brwi.
-
Pewnie – uśmiechnęła się rozbawiona.
Ed szedł ulicą w stronę restauracji,
w której tymczasowo pracowała Winry. Nie był ani trochę zadowolony z tego, co Al
i May kazali mu zrobić. Nie! On tego nie powie! Nie, nie i nie! Nigdy! Nie jest
jakimś błaznem, który pieprzy jakieś przechodzone i górnolotne teksty do
kobiety. Winry na pewno by się z niego śmiała!
Wszedł do restauracji i poszukał
wzrokiem blondynki. Trudne to nie było, bo cały czas goniła między stolikami z
tacką w ręce. Wydawała się być w całkiem dobrym humorze. Jednak mina jej nieco
zrzedła, kiedy w końcu zauważyła przyjaciela. Podeszła do niewielkiego okienka,
chwilę o czymś rozmawiała z właścicielem, po czym wyszła z sali. Ed już się
przeraził, że uciekła, ale na szczęście zdążyła wrócić, nim ten zaczął snuć nie
wiadomo, jakie przypuszczenia odnośnie tego, co mogła sobie pomyśleć.
-
Zakładam, że chcesz mi coś powiedzieć? – zapytała.
- No…
Tak jakby – wydukał.
-
Chodź – wskazała ruchem głowy wyjście. Ed skinął tylko głową i razem wyszli na ulicę,
rozświetloną lampionami. Przez pewien czas szli w ciszy, blondyn próbował jakoś
ułożyć sobie w głowie to, co ma powiedzieć, ale średnio mu to szło. - …więc? –
odezwała się w końcu Winry.
- …więc
dalej nie mam pojęcia, co takiego zrobiłem i byłoby fajnie, gdybyś mnie
oświeciła – westchnął Ed. – Wtedy przynajmniej postaram ci się jakoś
wytłumaczyć czy coś. Bo teraz to jestem… jakby to powiedzieć… w czarnej dupie –
stwierdził, na co dziewczyna parsknęła śmiechem.
-
Zastanawiam się, czy przyjmiesz do wiadomości taką informację i czy nie uznasz,
że tylko mi się coś przyśniło.
-
Obiecuję, że ci uwierzę – zapewnił.
-
Nawet jeśli powiem, że mnie pocałowałeś? – spojrzała na niego, wyczekując
reakcji. Najpierw przystanął, a potem spojrzał na nią wytrzeszczonymi oczami.
-
Żartujesz, tak? – zaśmiał się nerwowo.
-
Nie – odpowiedziała od razu, a ten zdawał się zapomnieć, jak się oddycha.
-
Przepraszam – powiedział jej. – To było głupie. Nie wiem, czemu to zrobiłem.
Nawet tego nie pamiętam i…
-
Nie chcę twoich przeprosin – Winry spojrzała mu prosto w oczy, na co westchnął
i poszedł dalej, pocierając kark z zażenowania. Znowu nastała wkurzająca cisza.
-
Słuchaj – Ed nareszcie postanowił coś powiedzieć. – Chyba jednak wolę całość
niż połowę – stwierdził.
-
Co? – nie zrozumiała dziewczyna.
-
Chcę całość – spojrzał na nią w końcu. – Nie osiemdziesiąt pięć procent, nie
połowę, tylko całość.
- Chcieć
to ty sobie możesz – parsknęła śmiechem. – Osiemdziesiąt pięć.
-
Dziewięćdziesiąt – postanowił się z nią targować.
-
Osiemdziesiąt – nie dawała za wygraną.
-
Osiemdziesiąt pięć – westchnął z rezygnacją, na co ta się uśmiechnęła
zwycięsko. – Ale kiedyś będę miał całość – zapewnił.
-
Kiedyś może ci się uda… - zaśmiała się.
~*~
No, jakoś mu się to udało :D
Tak, bez kissa, ale no - to Ed XD Oczywiście, pocałują się... kiedyś xD
Aż współczuję Winry... xDD
W każdym razie, mam nadzieję, że się spodobało i zapraszam do komentowania ^^
Pod tym linkiem znajdziecie wywiad ze mną, jeśli jest ktoś zainteresowany ;3
Jeśli macie jakieś życzenia to piszcie - Wasze propozycje
Tak samo z pytaniami - Pytania
Ja naprawdę nie gryzę ^^
Możecie też pisać na maila albo GG - rozmowy wskazane :)